Wielu klientów, z którymi się spotykam, mówi o poczuciu bezradności, zmęczeniu, braku energii i radości. Często szybko okazuje się, że jednymi z najczęściej używanych przez tych klientów słów są: „muszę” i „powinienem”.
W szponach powinności
„Powinienem uprawiać sport”, „Muszę zmienić pracę”, „Powinienem czytać więcej gazet”, „Nie mogę mieć w domu bałaganu”, „Muszę racjonalnie wydawać pieniądze”, „Powinienem podejmować kolejne wyzwania”, „Nie mogę stać w miejscu”, „Nie powinienem sobie odpuszczać”, „Nie powinienem się smucić”… Z tych nakazów i zakazów tworzy się w wewnętrznym świecie bardzo gęsta siatka, która ogranicza naszą swobodę i energię. Będąc w niewoli wewnętrznych „powinności” tracimy kontakt ze sobą, swoimi uczuciami i potrzebami, a zaczynamy skupiać się jedynie na realizacji zadanych sobie wymagań. Sądzimy, że trzymając surową wewnętrzną dyscyplinę w końcu osiągniemy poczucie spełnienia i szczęścia.
Tymczasem szczęście nie nadchodzi… Dzieje się tak, ponieważ wypełnianie zadań w oderwaniu od potrzeb nie jest w stanie sprawić, że poczujemy się szczęśliwi, wręcz przeciwnie – może przyczyniać się do poczucia przytłoczenia i zmęczenia. To trochę tak, jakbyśmy intensywnie napełniali naczynie, z którego chcemy się napić, ale napełniali je piaskiem, a nie wodą. Naczynie będzie się zapełniać, będzie w nim przybywać zawartości – tak jak w naszym życiu „odznaczonych” zadań, odniesionych sukcesów, wpisów w CV – ale nie będziemy mogli tą zawartością ugasić naszego pragnienia.
Jeśli nie „powinienem”, to co?
Warto, żebyśmy w wyliczance powinności wygospodarowali przestrzeń na „chcę” i „potrzebuję” – żebyśmy wyrwali się na chwilę z pędu, w którym jesteśmy maszynami do działania, ze świata oczekiwań, w którym nieustannie dążymy do ideału – i dali sobie możliwość usłyszenia siebie.
Zróbmy sobie proste ćwiczenie – postarajmy się w ciągu dnia być uważni na swoje myśli i róbmy „stop-klatki” w momentach, kiedy pomyślimy (lub powiemy do kogoś) „muszę”, „powinienem” czy „trzeba”. Zapisujmy zdania zaczynające się od tych słów w notatniku. Tak samo róbmy „stop-klatki”, kiedy pomyślimy „chcę” lub „potrzebuję” i również zapisujmy sobie te zdania. Pod koniec dnia czy tygodnia możemy sprawdzić bilans. Jeśli okaże się, że zdań po stronie „Muszę” jest znacząco więcej niż tych po stronie „Chcę”, to może to być sygnał, że nie dbamy wystarczająco o przestrzeń dla naszego wewnętrznego „ja” i że właśnie to może być przyczyną naszego braku radości i energii.
Możemy to ćwiczenie zrobić też od razu, biorąc kartkę, dzieląc ją na dwie części, jedną ze zdaniami z rodzaju „Muszę”, drugą ze zdaniami z rodzaju „Chcę”, i wypisując jak najwięcej zdań, które przyjdą nam do głowy – w jednej i drugiej części. Wówczas – podobnie jak w ćwiczeniu wyżej – sprawdzamy, których zdań jest więcej i w jakiej proporcji przeważają nad drugimi. Zdania, które powtarzamy sobie częściej w codziennym życiu będą nam przychodziły do głowy szybciej i z większą łatwością.
A kto powiedział, że muszę?
Krok dalej to poddanie w wątpliwość prawdziwości zdań, które znajdują się po stronie „Muszę”. To dyskutowanie z tymi zdaniami, to zdejmowanie ich z piedestału i odbieranie mocy absolutnych zasad życiowych, jeśli taką pozycję chcą zająć w naszej głowie. Na przykład: „Nie mogę stać w miejscu”. Tak? A kto tak powiedział? A co niby takiego strasznego stanie się, jeśli na chwilę się zatrzymam? A co to w ogóle znaczy, że nie mogę stać w miejscu? Że mam się rozwijać cały czas? Ok., a jeśli na jakiś czas zrobię sobie przerwę od rozwoju – nie zgłoszę się w pracy (jak zawsze) do dodatkowych zadań, nie pójdę na kolejne szkolenie, nie przeczytam kolejnego artykułu? Co się wtedy może stać najgorszego? Jak by to było zatrzymać się na chwilę? Jak by to było mieć absolutne i niepodważalne prawo do tego, żeby się zatrzymać? Jak bym się wtedy czuł?
Może się okazać, że z takiej wewnętrznej dyskusji z powinnością wyłoni się jakieś nasze „Chcę”. Na przykład: „Chcę zaryzykować zatrzymanie się w miejscu i nieinwestowanie w rozwój przez najbliższy miesiąc”. Dalej – może się okazać, że kiedy zawiesimy naszą „powinność”, odpuścimy ją sobie, poczujemy nie tylko ulgę, ale i rodzaj wewnętrznej energii, z której urodzi się jakiś kawałek naszego poczucia wolności, wewnętrznej harmonii i szczęścia.
To, co często trzyma nas ukrytym sznurkiem przy naszych powinnościach (oprócz tego, że często nie jesteśmy świadomi, że mówimy do siebie powinnościami ), to przekonanie o tym, że te powinności są uniwersalnym i jedynym przepisem na „dobre” życie. Tymczasem nie ma jednej definicji szczęśliwego czy dobrego życia, mamy absolutne prawo szukać po swojemu, mamy prawo błądzić, zachowywać się nieracjonalnie i niemodnie, mamy prawo nie zawsze być super, a także odczuwać różne emocje. Szukajmy swojej ścieżki, kierując się własnymi potrzebami i wartościami.